Remanent: kilka recenzji… i jeszcze więcej ciekawych płyt (PopUp#49)

20160727_005205

Fanfary: Nowy #49 numer PopUpMusic.pl doczekał się premiery pod koniec stycznia! Napisałem do niego parę tekstów o wydawnictwach z ostatnich miesięcy. Tym razem żadnego wywiadu nie przeprowadziłem, również liczba recenzji jest sporo niższa niż bym sobie tego życzył… Niemniej pewien impas w pisaniu o muzyce udało się przełamać, a jednocześnie, niepostrzeżenie, przekroczyłem magiczną barierę 100 recenzji w bazie PopUp (łuhu!). To całkiem pokaźny dorobek jak na 9 ostatnich numerów, w których przygotowaniu brałem mniejszy/większy udział (do tego dochodzą wywiady, fotorelacje i audycje w radiojazz.fm). Od pierwszego tekstu jaki napisałem do magazynu – a był to porywający album Your Turn Marca Ribota i jego trio Ceramic Dog – minie w maju 4 lata. Także czas szybko leci, a ostatnio na tyle szybko, że ciężko o znalezienie motywacji i energii by usiąść do pisania. Ale nie oszukujmy się – zawsze bardziej liczyło się słuchanie niż pisanie.

Wierzę w muzykę dalece bardziej niż w tworzenie dyskursów na jej temat. Sądzę, że kryzysy w werbalizacji doświadczenia estetycznego przytrafiają się z czasem każdemu, kto robi to przez dłuższy czas w sposób, powiedzmy, bardziej refleksyjny, a nie news-owo rutyniarski. Swój kryzys chyba najpełniej wyraziłem w tekście jeszcze z 2015 roku Litania znaków „?” – Modlitwa słuchacza piszącego [wersja demo]. W dalszym ciągu jestem z niego bardzo zadowolony, choć był owocem emocji „pozytywnych odwrotnie”.

Niemniej, jak dotąd, prędzej czy później, zawsze przychodził „bodziec”, który sprawiał, że nie sposób było konkretne zjawisko/wydawnictwo/koncert/sytuację przemilczeć. Wówczas włączał się tzw. instynkt recenzenta. Tym razem owych bodźców znalazło się kilka. Tradycyjnie zapraszam do czytania i – przede wszystkim – słuchania:

 

Brian Eno – The Ship (recenzja / słuchaj)

brian-eno-the-ship

Danny Brown – Atrocity Exhibition (recenzja / słuchaj)

danny-brown-atrocity-exhibition

Gonjasufi – Callus (recenzja / słuchaj)

gonjasufi-callus

Hubert Zemler – Pupation of Dissonance (recenzja / słuchaj)

hubert-zemler-pupation-of-dissonance

Mikołaj Trzaska – Muzyka do filmu „Wołyń” (recenzja / słuchaj)

mikolaj-trzaska-wolyn

Radar – Radar (recenzja / słuchaj)

radar-radar

Radian – On Dark Silent Off (recenzja / słuchaj)

radian-on-dark-silent-off

The Dwarfs of East Agouza – Bes (recenzja / słuchaj)

the-dwarfs-of-east-agouza-bes

Oprócz powyższych wydawnictw chciałbym wymienić kilka znanych mi tytułów, na które zdecydowanie warto zwrócić uwagę:

Battle Trance – Blade of Love (słuchaj)

battle-trance-blade-of-love

Bartek Kujawski – A kto słaby niech jada jarzyny / Daily Bread (słuchaj1 / słuchaj2)

kujawski-kto-slaby kujawski-daily-bread

Dokalski / Cieślak / Miarczyński / Steinbrich – DCMS (słuchaj)

dcms

Jason Sharp – A Boat Upon It’s Blood (słuchaj)

jason-sharp-a-boat

Jeff Parker – The New Breed (słuchaj)

jeff-parker-the-new-breed

Ka – Honor Killed the Samurai (słuchaj)

ka-honor-killed-the-samurai

Lost Education – Book of Dreams (słuchaj)

lost-education

Modular String Trio – Ants, Bees and Butterflies (słuchaj)

modular-string-trio-ants

Nicolas Jaar – Sirens (słuchaj)

nicolas-jaar

Osty – Biblical Times (słuchaj)

osty

Resina – Resina (słuchaj)

resina

Shackleton & Vengeance Tenfold – Sferic Ghost Transmits (słuchaj)

shackleton

Steczkowski / Mełech – 2+7=nie wiem (słuchaj)

steczkowski-melech

X-Navi:Et – Technosis (słuchaj)

xnaviet

Żywizna – Zaświeć Niesiącku and Other Kurpian Songs (słuchaj)

zywizna

Długi post po długiej przerwie i (prawdopodobnie) przed długą przerwą.

Dzięki za uwagę. Udanych odsłuchów.

Krzysztof Wójcik (((ii)))

 

* Zdjęcie tytułowe „Okna bez tytułu”, 2016, obrazek na ekranie, © Krzysztof Wójcik

Żywot Briana Eno. 68 utworów na 68 urodziny (część I)

Brian Eno

Brian Eno to postać szczególna dla szeroko pojętej muzyki ostatniego półwiecza. Prawdziwy wizjoner i awangardzista w świecie popkultury, współpracownik idealny, człowiek o tak bogatym, mocnym i wielowątkowym CV, że głowa mała. Ujmę to tak: gdybym nagle trafił do więzienia na długie lata i z całej muzyki miał do dyspozycji tylko i wyłącznie pełną dyskografię Briana Eno (poszerzoną o pozycje, w których maczał palce jako producent, bądź współautor), to uwierzcie, nie byłaby to tak przykra odsiadka. Wielokrotnie zbierałem się do tego, żeby napisać jakiś tekst o Brianie, jednak zawsze ogrom dorobku przytłaczał mnie tak mocno… Przypadek jak z hydrą – strącasz jedną głowę, wyrastają trzy kolejne. Ostatecznie zawsze gdy zaczynałem pisać kończyło się na kilku zdaniach i na tym, że po prostu zaczynałem słuchać od nowa tych wszystkich genialnych utworów i płyt. Czyli w zasadzie każdorazowo było to przemiłe zakończenie. Aż dziś, w dniu 68 urodzin naszego bohatera, przyszedł mi do głowy pomysł na narrację alternatywną. Niech muzyka opowie za siebie. Przed Wami zestaw wyselekcjonowanych przeze mnie 68 utworów autorstwa lub współautorstwa Briana Eno, które w sposób (powiedzmy) syntetyczny przybliżą sylwetkę tego wyjątkowego artysty. Taki mój prywatny, subiektywny hołd. Chronologicznie. Zaczynajmy!

1/68 Roxy Music – „Ladytron” (Roxy Music, 1972)

Od tego albumu wszystko się zaczęło. Co prawda wszystkie kompozycje Roxy Music są autorstwa Bryana Ferry’ego, to jednak piętno jakie Brian Eno odcisnął na brzmieniu dwóch pierwszych albumów formacji jest nie do przecenienia. Pamiętajmy, że obsługiwanie prymitywnego syntezatora w tamtych czasach to był futuryzm i egzotyka. Eno długo nie cieszył się pozycją szarej eminencji Roxy Music i z powodu „różnic artystycznych” opuścił zespół po nagraniu drugiej płyty For Your Pleasure, na której eksperymenty elektroniczno-krautrockowe poszły jeszcze dalej. Nigdy później zespół Ferry’ego nie brzmiał tak ekscytująco.

2/68 Roxy Music – „The Bogus Man” (For Your Pleasure, 1973)

3/68 Eno – „Baby’s on Fire” (Here Come the Warm Jets, 1973)

Pierwsza solowa płyta Eno, to kreatywne, brawurowe rozwinięcie eksperymentów ze strukturą piosenki pop, które nasz bohater przeprowadzał już w Roxy Music. Here Come the Warm Jets to debiut triumfalny, łączący awangardowe techniki studyjne (manipulacji taśmami, modulacji wokali, instrumentów) z przebojowością i sporą dawką absurdu w tekstach. Art rockowe, glamrockowe arcydzieło – wyraźnie słychać, że Brian obok Bowiego był jednym z pierwszych fanów The Velvet Underground. W „Baby’s on Fire” pojawia się Robert Fripp, z którym Eno kilka miesięcy wcześniej nagrał duet (No Pussyfooting), antycypujący muzykę ambient (niestety nie było na youtubie). A w poniższym „Driving Me Backwards” śpiewa piosenkę od tyłu, a następnie puszcza ją od drugiej, właściwiej strony w akompaniamencie rozstrojonego pianina. Efekt? Psychodeliczny majstersztyk.

4/68 Eno – „Driving Me Backwards” (Here Come the Warm Jets, 1973)

5/68 Eno – „The Fat Lady of Limbourg” (Taking Tiger Mountain (by Strategy), 1974)

Jeśli pierwsza solowa płyta Eno była rozsadzaniem brzmieniowych granic piosenki pop, to na Taking Tiger Mountain (By Strategy), Brytyjczyk idzie jeszcze dalej. W każdym utworze zaprezentowana jest jakaś ciekawostka aranżacyjna, czasami w tle, a czasami jest na niej osadzony cały utwór (np. „The Great Pretender” i te syntezatorowe cykady). Słychać, że Eno dryfuje coraz bardziej w stronę abstrakcji. Po raz pierwszy używa też swego wynalazku, kart „Oblique Strategies” (wymyślonych wraz z malarzem Peterem Schmidtem), pomagających w sytuacjach kreatywnego impasu. Wykorzystuje pomyłki i buduje na ich bazie całe kompozycje (np. proto-punkowy „Third Uncle” opiera się na basowym kiksie). Na koniec znakomicie ewoluującego „The True Wheel” pojawia się prorocza zapowiedź Sida Visciousa (na rok przed powstaniem Sex Pistols. Nie wiem jak on to zrobił…) i fantastyczna, lekko shoegaze’owa partia gitary Phila Manzanery. W „China My China” mamy z kolei solówkę perkusyjną zagraną na maszynie do pisania. Avant-pop w najczystszym wydaniu.

6/68 Eno – „The Great Pretender” (Taking Tiger Mountain (By Strategy), 1974)

7/68 Eno – „Third Uncle” (Taking Tiger Mountain (By Strategy), 1974)

8/68 Eno – „The True Wheel” (Taking Tiger Mountain (By Strategy), 1974)

9/68 Eno – „Sky Saw” (Another Green World, 1975)

Tutaj właściwie mógłbym zalinkować całą płytę (spokojnie, jest na youtubie). Another Green World to rzecz absolutnie arcydzielna od początku do końca. Płyta wypełniają po części cudownie upośledzone piosenki pop, jednak to nie one robią największe wrażenie, tylko producencka maestria Eno, wyobraźnia z jaką buduje kolejne instrumentalne, abstrakcyjne miniatury, które na albumie zdecydowanie przeważają. Płyta po ponad 40 latach od wydania wciąż brzmi nowatorsko, świeżo i niezwykle esencjonalnie jeśli wziąć pod uwagę całość kariery Brytyjczyka. Jest to przedostatnia część z cyklu czterech albumów piosenkowych wydanych przez Eno w latach 70. (Here Come the Warm Jets, Taking Tiger Mountain (By Strategy), Another Green World Before and After Science) i w moim odczuciu część najbardziej kompletna.

10/68 Eno – „The Big Ship” (Another Green World, 1975)

11/68 Eno – „Spirits Drifting” (Another Green World, 1975)

12/68 Brian Eno – „Discreet Music” (Discreet Music, 1975)

Po poszerzeniu i wyeksploatowaniu w kilka lat formuły art i glam rocka oraz zarysowaniu kilku wzorców dla nadchodzącego nurtu punk, Brian Eno przystąpił do konstrukcji nowej muzycznej formy, z której dziś jest najbardziej znany, czyli ambientu. Discreet Music to jednocześnie pierwszy album, na którym artysta podpisał się jako „Brian Eno”, wcześniejsze trzy wydawnictwa (i liner notesy Roxy Music) firmowały trzy litery „ENO”. To znamienne. Również w okolicach ’75 roku Brytyjczyk zrywa z wizerunkiem glam rockowego kosmity-elfa. Kończy się w pewien sposób teatralizacja i wchodzenie w konwencje gwiazdy pop. Zaczyna się muzyka dyskretna, tak subtelna, że można nią oddychać, cudownie nieabsorbująca, wypełniająca przestrzeń niczym mebel. Nie byłoby Discreet Music i ambientu jako takiego, gdyby nie amerykańscy minimaliści, w szczególności Steve Reich, ale też XIX-wieczny francuski kompozytor Erik Satie jak najbardziej może się tytułować dziadkiem ambientu. Wraz z wydaniem tej płyty Eno powołał do życia label Obscure Records, przy pomocy którego w pewnym sensie spopularyzował (jako gwiazda pop) ówczesną muzykę eksperymentalną i kompozytorów takich jak Michael Nyman, John Cage, Gavin Bryars, czy Harold Budd. Również po zasłuchiwaniu się  Discreet Music, współpracy z Eno zapragnął David Bowie.

13/68 Harmonia ’76 – „Vamos Companeros” (Tracks and Traces, wyd. 1997)

Dla artysty tak silnie zaangażowanego w elektroniczne eksperymenty muzyczne jak Eno, naturalnym kierunkiem w latach 70 musiały być Zachodnie Niemcy. W ’76 roku nawiązał współpracę z supergrupą krautrockową Harmonia, a utworów wówczas nagrane czekały na wydanie ponad 20 lat (dopiero w ’97 ukazała się płyta Tracks and Traces). Co zabawne, te 20 lat nie zrobiło specjalnej różnicy, bo Harmonia + Brian Eno w już w połowie lat 70 brzmieli jak powiedzmy Boards of Canada dwie dekady później. Na Harmonii nie skończył się jednak krautrockowy rozdział w karierze Brytyjczyka. W dwóch kolejnych latach (w sensie ’77’, ’78) ukazały się płyty Cluster & Brian Eno oraz After Heat podpisana przez trio Eno – Moebius – Roedelius (czyli de facto znów duet Cluster). Mieszanka ambientu, kosmiche musik i czarodziejskiej old schoolowej elektroniki.

14/68 Cluster & Eno – „Ho Renomo” (Cluster & Eno, 1977)

15/68 Eno, Moebius, Roedelius – „The Belldog” (After the Heat, 1978)

16/68 David Bowie – „Warszawa” (Low, 1977)

„Warszawa” to pierwszy utwór podpisany nazwiskami „Bowie – Eno” i jedyna kompozycja na Low, której współautorem jest Eno. Niemniej wpływ, jaki muzyka młodszego o rok Briana wywarła na Bowiego jest niesłychanie wyraźny na całym albumie. Low przypomina trochę mrocznego brata bliźniaka Another Green World – mam tu na myśli piosenkową lapidarność, impresyjność tematyczną, położenie nacisku na brzmieniowe, futurystyczne eksperymenty i splecenie ich z estetyką popu, przeglądającą się w krzywym zwierciadle. Bowie znalazł w Eno współpracownika idealnego. Tzw. „trylogia berlińska” to przykład jak z płyty na płytę więź między Panami zacieśnia się coraz bardziej. Efekty są zdumiewające, spektakularne i wyprzedzające swoje czasy.

17/68 David Bowie – „Neuköln” („Heroes”, 1977)

18/68 David Bowie – „Abdulmajid” („Heores”, 1977, bonus track do wydania z ’91 r.)

„Neuköln” to kompozycja chyba jeszcze bardziej dramatyczna i przejmująca niż „Warszawa”. Tym razem wokalizę zastępuje saksofonowe solo w wykonaniu Bowiego, a wszystko na tle abstrakcyjnej sonicznej faktury. Natomiast wydany po latach (w ’91 r.) jako bonus utwór „Abdulmajid” to przyszłość muzyki elektronicznej zaklęta w dźwiękach. W latach 90 takie brzmienie uzyskuje Aphex Twin, czy Future Sound of London. Bowie i Eno wyprzedzili ich o kilkanaście lat.

19/68 Brian Eno – „No One Receiving” (Before and After Science, 1977)

Before and After Science to de facto ostatnia z czterech klasycznych piosenkowych płyt Briana Eno. Słychać na niej doskonale ewolucję jaką Brytyjczyk przeszedł przez poprzednie lata, w szczególności wyraźnie rysuje się wpływ muzyki niemieckiej (Eno zaprosił do współpracy wybitnych przedstawicieli sceny krautrockowej – Dietera Moebiusa, Jakiego Liebezeita, Conny’ego Planka). Album dobrze wskazuje kierunki w jakich Eno podąży w najbliższych latach – pierwsza, bardzo rytmiczna, dynamiczna część płyty wyraźnie odbije się na współpracy  z Talking Heads, natomiast druga, wyciszona i subtelna, to zwiastun pogłębionego wejścia w ambient.

20/68 Brian Eno – „Julie with…” (Before and After Science, 1977)

21/68 Brian Eno – „By This River” (Before and After Science, 1977)

22/68 Brian Eno – „2/1” (Ambient 1: Music for Airports, 1978)

Ambient 1: Music for Airports to kamień milowy (a po części i węgielny) w historii całej muzyki ambient, która ukazała się do tej pory. Album klasyczny, z założenia site specific, w sposób niezwykle subtelny łączący brzmienie organiczne z prostymi elektronicznymi zabiegami studyjnymi. Całość nie zestarzała się ani odrobinę. Anielska muzyka, której lepiej doświadczać niż o niej czytać.

23/68 Brian Eno – „1/2” (Ambient 1: Music for Airports, 1978)

24/68 Brian Eno – „Aragon” (Music for Films, 1978)

Album Music for Films, wydany w tym samym roku co Music for Airports, trochę niesłusznie stoi w cieniu swojej poprzedniczki. Tak jak Ambient 1 odnosiło się do przestrzeni stricte określonej, Music for Films z założenia ma być soundtrackiem do filmów zmyślonych, nieistniejących. Album składa się ze zwięzłych miniatur o dość posępnym klimacie (powiedzmy „proto dark ambient”), również eksperymenty z brzmieniem są tutaj bardziej radykalne. Całość robi duże wrażenie i jest w pewnym sensie zapowiedzią genialnej, mojej ulubionej, czwartej płyty z serii Ambient, czyli On Land.

25/68 Brian Eno – „Task Force” (Music for Films, 1978)

26/68 David Bowie – „African Night Flight” (Lodger, 1979)

Moim zdaniem Lodger to cześć berlińskiej trylogii, na której Brian Eno odcisnął największe piętno. Mówi już o tym sam fakt, że w 2/3 materiał został skomponowany wspólnie przez Bowiego i Eno. Choć „skomponowany” to może nie do końca właściwie słowo. Może raczej zmontowany? Zważywszy, że pierwszy tytuł płyty brzmiał Planned Accidents, a Panowie kazali muzykom w studiu grać po prostu to, co im przyjdzie do głowy. Lodger to nade wszystko zbiór dziwacznych, trochę szkicowych utworów, osadzonych na studyjnych eksperymentach (analogia do pierwszych piosenkowych albumów Eno jest według mnie ewidentna). To lekko ponad 35 minut intensywnej burzy mózgu dwóch szalenie kreatywnych artystów, ogarniętych twórczym adhd, bawiących się brzmieniem w ramach struktury piosenki pop. W przypadku tej płyty rodzaj dynamicznej niespójności jest siłą.

27/68 David Bowie – „Red Sails” (Lodger, 1979)

28/68 David Bowie – „Look Back In Anger” (Lodger, 1979)

29/68 Talking Heads – „I Zimbra” (Fear of Music, 1979)

Co prawda współpraca Eno z Talking Heads zaczęła się rok wcześniej, na wysokości drugiego albumu formacji More Songs About Buildings and Food, jednak dopiero na Fear of Music nowojorczycy dopuścili Brytyjczyka do wspólnego komponowania. Dzięki temu powstała znakomita klamra spinająca płytę. Zanurzone w afrobeacie i dadaizmie „I Zimbra” oraz zdehumanizowane, perfekcyjnie wyprodukowane „Drugs”. Jak miało się okazać zasilenie szeregów Talking Heads głową Briana Eno miało przynieść jeszcze lepsze rezultaty…

30/68 Talking Heads – „Drugs” (Fear of Music, 1979)

31/68 Talking Heads – „Born Under Punches” (Remain in Light, 1980)

Cóż, tutaj na dobrą sprawę mógłbym zalinkować wszystkie 8 utworów wypełniających Remain in Light, album genialny i w moim odczuciu absolutnie kuloodporny. Na tej płycie Brian Eno stał się de facto pełnoprawnym członkiem zespołu i jest współautorem wszystkich kompozycji, co słychać bardzo wyraźnie na każdym kroku (bogactwo produkcyjne, syntezatorowe „solówki”, chórki, polirytmia etc.). Symbioza Brytyjczyka z Talking Heads chyba nie mogła wypaść lepiej. I tutaj trochę powraca sytuacja z czasów Roxy Music – muzycy (może z wyjątkiem Davida Byrne’a) przestraszyli się jak duży wpływ Eno odciska na brzmieniu zespołu i postanowili zakończyć współpracę właśnie na Remain in Light. W sumie bardzo ciężko byłoby im jeszcze raz wspólnymi siłami przebić poziom tego albumu, więc może dobrze się stało… Polecam gorąco edycję rozszerzoną z 4 bonusowymi utworami.

32/68 Talking Heads – „The Great Curve” (Remain in Light, 1980)

33/68 Talking Heads – „Houses in Motion” (Remain in Light, 1980)

34/68 Talking Heads – „Listening Wind” (Remain in Light, 1980)

Tak oto jesteśmy na półmetku, a zebrałem tu zaledwie ekstrakt z okresu… 8 lat kariery Briana Eno. 2 albumy z Roxy Music, 4 solowe albumy avant-pop, pierwsze płyty ambientowe, trylogia z muzykami niemieckimi, trylogia z Bowiem, trylogia z Talking Heads… Oprócz tego była chociażby praca producencka z DEVO, Johnem Calem, a także składanka No New York, dokumentująca scenę no wave u samego jej zarania. Eno z lat 70 to synonim kreatywności, eksperymentu i nowatorstwa.

Ciąg dalszy nastąpi.

Krzysztof Wójcik (((ii)))