kIRk w Miłości / koncert premierowy

kIRk

Od premiery albumu „III” wydanego na początku wakacji minął już blisko kwartał. Emocje związane z długo wyczekiwanym krążkiem i transferem formacji do stajni Asfalt Records zdążyły już trochę opaść. Wreszcie po kilkumiesięcznej koncertowej wstrzemięźliwości kIRk powraca na scenę.

O klubie Miłość na Kredytowej można powiedzieć wiele różnych rzeczy, lecz nie sposób odmówić lokalizacji wyjątkowego klimatu, który zawdzięcza przede wszystkim przestrzeni. Trio zagrało pod gołym niebem na dzedzińcu przedwojennej kamienicy. Były to okoliczności wręcz idealne do prowadzenia nastrojowej, płynnej narracji, tak dobrze utrwalonej przez zespół na ostatnim albumie. kIRk potwierdził jednak po raz kolejny, że jest przede wszystkim składem bazującym na improwizacji. Kto oczekiwał odgrywania tematów z krążka, ten oszukał się w jakichś 90 procentach. Koncert zamknęła najdłuższa kompozycja zespołu wieńcząca „III”, natomiast cała reszta została oparta o nowe formy. Największym zaskoczeniem był numer otwierający występ – „Za ostatni grosz”, szlagier Budki Suflera, który kIRk poddawał stopniowej dekonstrukcji. Absolutnie nie był to pastisz, raczej kreatywne wykorzystanie znakomitego, arcy-rozpoznawalnego motywu melodycznego. Dubowo-eksperymentalne potraktowanie „klasyki polskiego rocka” z pokerową twarzą i świetnym rezultatem. Mogła to być dobra, bezkolizyjna inicjacja dla osób, które trafiły na koncert przypadkowo. Przez Budkę Suflera do kIRka? Czemu nie.

W dalszej części koncertu muzycy poszli za ciosem mocnego „rozpoczęcia-niespodzianki” i budowali opowieść z dużą swobodą i wyobraźnią, pozostając we własnym, illbientowym kluczu estetycznym. Trio wpuściło do muzyki nieco więcej światła hip-hopowych bitów i przestrzennej świeżości ambientu. Mroczne, duszne brzmienie tak często kojarzone z formacją było w ten sposób kilkukrotnie ciekawie przełamywane. Mimo tego, odniosłem wrażenie, że w drugiej połowie koncert odrobinę stracił impet i gładkie, płynne flow. Zrzucam to jednak na karb dłuższej przerwy w graniu na żywo. A kIRk jest zdecydowanie „zwierzęciem scenicznym”, które powinno występować częściej. Reszta relacji należy do Budki:

„Jaki jest wynik gry
Nie wiem, nie pytaj mnie,
Jak na imię tej grze,
Tego nie wiem już też.

Wczoraj tak było tak,
Nie znaczyło zaś nie,
Nie mieszało się nam
Czarne z białym co dzień.

Z drugiej strony mych snów
Wszystko lepszy ma smak,
Bo w powietrzu jest luz
I muzyka wciąż gra.”

A moją recenzję „III” przeczytacie TUTAJ na PopUpMusic.pl. Warto tę płytę poznać, nawet za ostatni grosz.

Krzysztof Wójcik (((ii)))